Przy biurku w swoim pokoju siedział młody chłopiec, pochylony nad jakąś książką. Był ładnym chłopakiem, mającym na oko jakieś 13 lat. Siedzi, czyta, pisze. To jego pasja. Za chwilę wyciąga jakiś czysty papier nutowy i zapisuje na nim akordy i nuty. Niedługo powstaje jakaś piosenka, która napisana jest na całym papierze nutowym.
Odchylił się na krześle. Plecy już go mocno bolały i nogi dawały się we znaki. Przy nikłym świetle lampki widział coraz mniej.
- Mechi, chodź na chwilkę!- odezwał się głosem równie pięknym, jak jego twarz.
Do pokoju chłopaka wpadła urocza dziewczynka, może dziesięcioletnia, o czarnych, długich włosach, odziedziczając urodę po swej ładnej matce. Była to tylko młodsza wersja Włoszki.
- Co się stało, braciszku?- zapytała, patrząc na niego z uwagą.
- Mama jest?- zapytał z niecierpliwością.
- Nie ma...- odparła- Pomóc ci coś?
- Nie, Mechi, nie.- powiedział po dłuższym milczeniu.- I tak nie dasz rady.
- Dam!- krzyknęła oburzona
- Mercedes....- upomniał ją brat, ale nie dała za wygraną
- Mauricio, mów o co chodzi!
- Pomogłabyś mi dojść do łazienki?
Siostra chwyciła chłopaka pod jedną rękę, by wstał. Oparł się o nią i stanął na podłodze. Rozejrzał się. Miał jeszcze tyle drogi do przejścia. Swój pokój, korytarz i łazienka.... Uśmiechnął się do Mercedes i usiadł zrezygnowany na fotelu.
- Poczekaj!- zakrzyknęła siostra- Przywiozę tu twój wózek.
Nie było jej chwilę. W końcu zjawiła się z wózkiem inwalidzkim, przy okazji, uderzając nim w ścianę.
- Wybacz, Mauricio- powiedziała- A teraz chodź, siadaj.
Powoli znalazł się na fotelu. Siostra chłopaka lekko podjechała pod łazienkę. Była mała, ale "pojazd" Mauricia spokojnie tam wjeżdżał. Za chwilę zniknął za drzwiami. Mechi usłyszała tylko zgrzyt zamka.
Wróciła do swojego pokoju i kontynuowała odrabianie zadań domowych. Próbowała właśnie rozwiązywać zadanie z matematyki, kiedy nagle usłyszała trzask w łazience. Wybiegła na przedpokój i podeszła pod drzwi pomieszczenia, w którym znajdował się brat Mechi.
- Rycuś? Co się stało?- odpowiedziała jej głucha cisza- Rycek?!
Miała ochotę płakać, wejść tam, dowiedzieć się, co się stało i pomóc bratu.
- Nic się nie stało- usłyszała cichy głos z pomieszczenia- Przewróciłem się tylko, ale już wstałem. Idź do siebie. Albo zrób kolacje.
Mercedes chciała jeszcze coś powiedzieć, o coś zapytać, ale pomyślała, że mama zaraz wróci z pracy i pasuje zrobić dla niej jakąś kolację. Zeszła na dół. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej wszystkie potrzebne produkty. Smarowała kanapki margaryną i nakładała sera, szynki, pomidorów. Kiedy układała kromki na talerz, usłyszała jak drzwi się otwierają.
- Mama!- krzyknęła i zaraz pobiegła do przedpokoju i przytuliła się do rodzicielki
- Cześć, skarbeńku- powiedziała, zdjęła buty i położyła torebkę na szafce w holu- I jak wam dzionek minął? Gdzie Rycek?
- Mamo, mamo! - zaczęła podekscytowana- Wszystko dobrze, Mauricio tak pięknie pisze! Wiersze, opowiadania.
- To wspaniale, córeczko, wspaniale- powiedziała, a na jej twarzy odmalowało się zmęczenie.
- Mamo, kolacja na stole!- powiedziała Mechi- Zjedz i idź spać.
- Merce...
- Nie martw się, poradzimy sobie z Ryckiem....
*
Była już ciemna noc. Dawno po pierwszej, może już druga. Francesca, z pochodzenia Włoszka, matka dwójki dzieci, ciężko pracująca kobieta spała u siebie w sypialni. Nagle dobiegł ją cichy płacz z pokoju syna.
-" Mauricio"- pomyślała-" Znowu cierpi..."
Zbliżyła się do jego pokoju i przez uchylone drzwi zauważyła jak Mauricio leży na łóżku i ledwo wytrzymuje z bólu. Próbuje płakać jak najciszej. Nie udaje mu się. Zaciska pięści, krzywi się z bólu, podnosi ze złością. A Francesca bezradnie stoi w drzwiach, bo nie umie mu pomóc. Mauricio wie, że nikt nie przywróci mu zdrowych nóg i tego, żeby mógł chodzić, ale wierzy, że kiedyś przestanie go w końcu boleć.
Płakał jeszcze pół nocy. Francesca spała czujnie, ubolewając razem z nim, chcąc cierpieć to, co on w zamian, żeby on miał wytchnienie.
*
Francesca obudziła się o szóstej. Dzieci jeszcze spały. Do pracy nie szła, bo dziś miała nockę. Pracowała na zmianę: dzień- noc, wolne, dzień- noc, wolne. Postanowiła, więc odwieźć Mechi do szkoły i zawieść Mauricio na warsztaty. Uporządkowała swoje sprawy, ubrała się, posprzątała i zrobiła śniadanie, a potem obudziła dzieci. Zniosła z pomocą córki Mauricia na dół i zjedli śniadanko. Pozbierali się i pojechali.
~.~
Mauricio, zwany Ryckiem lub Rycusiem, był bardzo lubianym chłopakiem. Ubierał się, jak typowy nastolatek w jego wieku- modnie. Żył w tym świcie internetowym i używał modnych słów. Fran- mama Mauricio, chciała dla niego jak najlepiej. Nie prosił o to, ale ona kupiła mu wózek inwalidzki w jakieś wzory, kolorowy. Kochał ją z całego serca za wszystko i będzie jej wdzięczny do końca życia..
*
- Cześć, Mauricio!- krzyknęła Candelaria i popatrzyła na chłopaka- Jak się masz?
- Dobrze- skłamał- A ty?

****
Francesca wróciła do domu i postanowiła trochę posprzątać. Przyzwyczaiła się już do prawie codziennej pracy fizycznej, dlatego postanowiła teraz, że musi wziąć się za jakąś robotę. Zaczęła sprzątać na górze. Kiedy pokój Mechi był nieskazitelnie czysty wkroczyła do królestwa Mauricia..
Zaczęła sprzątać papiery z jego biurka. Po chwili w jej ręce wpadła jakaś kartka, myślała, że naskrobał tam jakieś zwykłe numery czy adresy, ale nie, to nie było to....
Zaczęła czytać:
Z dnia na dzień jestem coraz słabszy, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ale nie chcę nikogo martwić. Ani mojej mamy, ani Mechi. Przecież one tak o mnie dbają i mnie kochają. A ja. Ja, cóż ze mną..? Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się o tym. Będziesz wiedzieć tylko ty. Tylko. Jak się mają dowiedzieć to wtedy, gdy już mnie nie będzie, albo, gdy już będę umierający. Dziękuję za wszystko.
Mauricio...
Otarła rękawem bluzy mokre policzki. Wpatrywała się tępo w pięknie napisane literki. Czemu jej nie powiedział, ale ? Jej synek?!
******
Shot' cik miał być o czym innym, ale wpadłam na ten pomysł, będzie jeszcze druga część! Czekam na komentarze, za które również Wam dziękuję i za te 400 już wyświetleń...
Kocham Was
Julie Walter*:)
Moje policzki tez są mokre ;c
OdpowiedzUsuńTo taka wzruszająca opowieść...
nawet nie wiesz jak bardzo.
Chciałabym mieć tak piękny przekaz jak Ty.
Może kiedyś dojdę do takiego poziomu? kto wie...
Gratuluje wejść. ;) Zaslugujesz na znacznie więcej :*
I mam nadzieję, że to osiągniesz.
W tym opowiadaniu brakuje mi jednego...
Mianowicie ojca dzieci Francesci...
Co z nim?
Ojciec pewnie pojawi sie w drugiej części, tak przynajmniej sądzę :) a po za tym opowiadanie świetne.
OdpowiedzUsuńCholera.
OdpowiedzUsuńJak ty to robisz, że piszesz tak pięknie o bólu????
Kurde no... Mam nadzieję, że będzie jeszcze wiele shot'ów takich jak np. ten.
Co do wejść- Gratulację!!!! To nagroda za taki talent.
Wzruszyłam się! ; (