" Miłość dodaje otuchy jak promień słońca po deszczu"
W. Szekspir
Ludmiła:
Życie toczy się swoim własnym torem. Co siedem minut rodzi się nowy człowiek, a zaraz ktoś umiera. Takie jest już życie. Usiane problemami, radościami. Ktoś ma więcej szczęścia, inny trochę mniej. Jeden wygrał dosłownie życie na loterii, a drugi przegrał swój los. Silniejsi wychodzą naprzód problemom i trudnością, słabsi poddają się już nawet po jednym małym błędzie.
Zawsze uważałam się za silną dziewczynę. Ale ileż można żyć ze sztucznym uśmiechem, nadrabiać wciąż miną? Kiedyś trzeba się wypłakać i komuś opowiedzieć o całym bólu w sercu. Bo czy zwrócić się do rodziców? Wiadomo, kochają mnie, ale oni nie mają czasu. Zresztą, co oni by mi poradzili? Nigdy nie przechodzili przez to, co ja.
Mam przyjaciela, jednego, który wspiera mnie w ciężkich dla mnie chwilach, ale nigdy nie znalazł dla mnie słowa otuchy, czy pocieszenia. To tylko ja zwierzam mu się z problemów, ale on milczy. Mój pamiętnik. Czasem zabieram go do szkoły i piszę, jest mi jakoś lżej. Wierzę, że kiedyś ten zły sen się skończy.
Od owego wyznania w szpitalu minęły dwa tygodnie. Już siedem dni jestem w domu. Żyję, jak gdyby nic się nie stało, ale nadal myślę o różnych sposobach śmierci. Szukam tej najmniej bolesnej... Ale takiej chyba nie ma.... Budzę sie rano z myślą, co złego mnie dziś spotka, a może potrąci mnie samochód? Albo pożar? I zginę... Nie ma dobrych dni, które urozmaiciły by moje szare życie takimi wydarzeniami. Myślę czasem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc to wszystko całej tej bandzie.... Co prawda, w Studio zjawiam się bardzo rzadko, myślę, że jednak minione wydarzenia zostawiły jakiś uszczerbek na mojej psychice. Wiem, że jestem beznadziejna, brzydka, głupia i w ogóle. Z żyletek się już trochę wyleczyłam, choć przez ten tydzień regularnie robiłam jedną kreskę. Pewnego razu na całej ręce w bliznach zauważyłam zrobione z kresek F. Ale rzuciłam tę myśl w kąt, powróciłam do rozmyślań o tym moim zakompleksieniu. Jestem naprawdę wrażliwa na to, kiedy ktoś powie, że jestem jakaś tam gorsza. Załamuję się, wiem, że taka jestem, ale nie lubię słyszeć tego od innych. Raz w Studio, mój dawny przyjaciel, Diego, nazwał mnie ''wyrzutkiem społecznym''. Dalej nie mogę się pozbierać. Przepraszał, ale ja wtedy w Studio, ciągle płakałam. Jak mam znowu przyjaźnić się z kimś, kto mnie nazwał wyrzutkiem społecznym?! Wiele osób pytało, co mi się stało, ale mówiłam "nic". Po co im to wiedzieć?! Żeby śmiali się później ze mnie i popierali Diego....
wyrzutek społeczny
Wyrzutek społeczny
Wyrzutek Społeczny
WYRZUTEK SPOŁECZNY!
Muszę w końcu przyzwyczaić się, że nim jestem. Wtedy Diego powiedziałam:
- Skoro jestem WYRZUTKIEM SPOŁECZNYM, to czemu ze mną rozmawiasz?
Nie wiedział, co powiedzieć, odszedł. A ja płakałam i płakałam później w poduszkę. Do dziś nie mogę zapomnieć tego słowa, którego będę nienawidzić przez całe życie "WYRZUTEK SPOŁECZNY"!!!!!
*2 tygodnie później, sierpień, Buenos Aires*
Było gorąco, straszliwy upał. Wszyscy mieszkańcy pochowali się do domów, włączyli wentylatory i odpoczywali. Ja korzystając z okazji, że rodzice odsypiają cały przepracowany tydzień postanowiłam przejść się na spacer. Wiedziałam, gzie idę i po co idę. Trzęsącą ręką napisałam kilka słów na kartce i wybiegłam.
Szłam pustą ulicą, było cicho i strasznie.
- Ludmiła!- ktoś złapał mnie za rękę i odciągnął z drogi- Co ty tu robisz? Jej, jak cię dawno nie widziałem... Nie bój się, nie pamiętasz mnie? Jejka, co się stało? Zawsze byłaś uśmiechnięta, pogodna, wnosiłaś życie ! A teraz smutna, wynędzniała, oczy czerwone od płaczu i wory. Lu, w porządku?- patrzył na mnie, ale ja miałam oczy zaszklone od płaczu, spuszczone w ziemię. Teraz popatrzył na moją rękę, którą wciąż trzymał- Boże Święty, co to?! Przejechał dłonią od nadgarstka do łokcia, po wszystkich bliznach. Wyrwałam się z jego uścisku i poszłam dalej w tę upragnioną stronę. A on stał i patrzył jak zahipnotyzowany. Pewnie nadal myślał nad moją ręką.
To wszystko było takie dziwne i nic nie zrozumiałam. Ciągle o tym myślę i nic nie mogę sobie poukładać. Widzę most, piękny most o zielonych barierkach. Niewysokie, dość szerokie.... Idealnie. Podbiegłam tam. Rozejrzałam się wokół, jak pięknie! Chłodne wiatry, cień, ptaki... Idealny dzień na...
Pomyślałam, że dość tych rozważań.
Ostrożnie chwyciłam się rękami za barierkę, stawiając na niej jedną, a za chwilę drugą nogę.
- Cieszę się, że mogłam żyć.- szepnęłam- Że poznałam piękno Twego świata, ale... Ale nie wiem, co to szczęście, chcę wiedzieć!- mówiłam i patrzyłam w Niebo- Dostałam szansę, i za to dziękuję, a przepraszam, że nie umiałam jej wykorzystać!
Stałam na barierce z rękami wzdłuż ciała, wyprężona, gotowa do skoku. W chłodną kojącą wodę. Znowu żyletki, wyrzutek społeczny, ale nie, po co w ogóle się tym zadręcząć, jeszcze moment, a stanę się najszczęśliwszą dziewczyną.
- Stój!- usłyszałam głos. Popatrzyłam w tamtą stronę. To on, ten, co zaczepił mnie tam w parku. Nie zważyłam na niego i zwyczajnie skoczyłam. Po chwili znalazłam się w lodowatej wodzie. Upajałam się bólem, bólem, które wywoływało to cholerne zimno. Mijały sekundy. Nie widziałam już nic, tak okropnie kręciło mi się w głowie. Brak powietrza, powietrze! Nie, ja chcę na powierzchnie! Ludmiło, idiotko! Jeszcze chwilę, a będziesz taka szczęśliwa. Siłowałam się z własnymi myślami, czując, jak ciężkie powieki zakrywają mi głębinę, i jak opadam coraz niżej....
*
Anioł, albo Bóg, to Bóg mnie uratował?! Leżę w jego ramionach, wpatrzona w piękną, młodą twarz i czekoladowe oczy. Nie, to nie Bóg! A może Jezus?! Nie to też nie On. Ja, ja znam tą twarz. To dobrze znana mi sylwetka i.... Mówi coś, mówi, ale, co?! Nie słyszę, nie rozpoznaję, ale głos znam. Nie mogę! Nie wytrzymam....
*
Powoli zaczynam wszystko widzieć to nie był Bóg, ani Jezus, to był mój bohater.... Czy dla kogoś jestem ważna, skoro skoczył za mną w wodę? A właściwie, gdzie on teraz jest. Dlaczego mnie ratował?! A może i on, ten nieznajomy, może o też zmieszany jest w plan. Nie, ciesz się! Żyjesz! A może życie się zmieni, może w przyszłości będziesz otoczona szczerymi przyjaciółkami, będziesz mieć wspaniałą gromadkę dzieci i kochającego męża. Nie, kto by cię w ogóle chciał! Ten głos, znajomy głos, a może mój głos, przeplatał dobre myśli ze złymi i zmuszał do myślenia:
UMRZEĆ CZY ŻYĆ?
Federico:
Uratowałem ją. Nie zapomni mi tego do końca życia. Chyba, że ona naprawdę chciała skończyć "swoją ziemską wędrówkę". Ale dlaczego? Ja nie rozumiem.... Jest wspaniałą dziewczyną, która ma wielki talent, chłopaków to może zmieniać jak skarpetki, a przyjaciół to może mieć miliony. Właśnie może.... A morze jest szerokie i głębokie, i prawie robi wielką różnicę.
Więc co? Chcę jej pomóc odnaleźć własne "ja"? Wyciągnąć ją ze wszystkich kompleksów, złych myśli i sprawić, żeby była szczęśliwa, jestem na to gotowy? Jestem gotowy, by ją wspierać i zostać z nią, do końca życia, żeby nie zranić tej silnej na zewnątrz, a słabszą w środku dziewczynę? Jestem! Wierzę we własne siły, własny optymizm, samozaparcie! Teraz jestem wdzięczny losowi, że własnie mnie tu przywiódł i właśnie tak pokierował moim życiem. Kocham moją babcię, po której wytrwale dążę do celu i jestem taki uparty. Tak, śmiesznie brzmi, nie? Ale tak, to odziedziczyłem po babuni Josefinie.
- Ludmiła?- podszedłem do niej i pomogłem jej wstać- Mam dla ciebie propozycję.
- Tak?- zapytała nieprzytomnie i ledwo słyszalnie

- A moje ręce?- zapytała patrząc ze strachem.
- Twoje cięcia beda nam zawsze przypominać o naszej miłości, zgoda?- kiwnęła głową. Nagle chyba cały śwait się zakręcił jej w kółko, bo chwyciła się mnie, a zaraz potem wpadła mi prosto w ramiona.
- "Nasza miłość będzie potężna"- wyszeptałem słowa papieża przed jej twarzą, a zaraz potem pocałowałem ją.
******
To tyle na dziś kochani.
Byłam tak szczęsliwa, że musiałam dodać jeszcze ostatnią część!
Tak, fajny dzień, nie ma co!
i wzruszający komentarz mojej kochanej Nikoletty!
W ogóle dziękuje, Wam wszystkim, że jesteście,
że 339 wyświetleń....
No i kocham was!
Julie Walter- szczęśliwa Julie Walter
Mam już pomysł na następnego shot'a i będzie on o wszystkich parach, albo, no zobaczymy, coś wymyślę.
Ciao, ciao! :D
Kochana pięknie (wiem że się powtarzam xD) piszesz!
OdpowiedzUsuńCzekam na nowego shot'a z niecierpliwością!
Całuję Tala xD
Oejju...
OdpowiedzUsuńNawet nie wyobrażasz sobie co ja teraz czuje.
Kurde... To opowiadanie było niesamowite i mama nadzieję, ze coś jeszcze o tym napiszesz.
Nie wiem co powiedzieć? Dziękuję, że napisałaś coś tak cudownego?
Przepraszam, że płaczę, ale nie potrafię inaczej?
Nie wiem...
Nasze życie jest pełne blizn, ale na każdego z nas za zakrętem czeka Federico, który zawsze za nami wskoczy do wody, gdy będziemy bliscy dna.
Pod nazwą Federico mam na myśli miłość.
Bo to on jest w tym opowiadaniu jej symbolem.
FEDEMILA♥♡♥♡ 4ever.
OdpowiedzUsuńKochana, czytam tw blog od początku.
Jestem pod wrażeniem tw możliwoścı.
Zapraszam do siebie.
fedemila-my-livie.blogspot.com
xD Kocham tw opowieści!!! ;)