poniedziałek, 26 maja 2014

Prolog

Było źle. 
Było bardzo źle. 
Ciągły strach i ból, zarówno psychiczny, jak i fizyczny wykanczaly ją. 
Czuła się coraz słabsza, 
Była, jak duch.
Snuła się po szkole i ledwo trzymała gitarę. 
W domu godzinami przesiadywała u siebie, 
ledwo jadła. 
Potrzebowała, jak każda młoda dziewczyna miłości i przyjaźni, ale tych wartości nigdy nie doznała. ..

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Tak, to  ja, ale pewnie nikt mnie juz nie pamieta. Tak wiec, nwm, czy sie cieszycie, czy nie, ale wróciłam.  Na próbę, na chwilę.  Dalej bd pjsac o Violettcie, a jak to się przekonacie w następnych rozdziałach.  Jak już wspominałam kiedyś o szantaż yku, a więc- 3/4 komentarze-rozdzial pierwszy 

Do zobaczenia, więc, maM nadzieję. ..

Juliaa



poniedziałek, 5 maja 2014

Przeprosiny, podziekowania i...

   Zycie jest najsrozsza nauczycielka. Daje wiele doswiadczen, ktore dlugo pozostaja z nami, ciagna sie przez zycie lub zwyczajnie pozostaja z nami nieodwracalnie. Jako swego rodzaju pamiatka, ktorej nigdy nie zapomnisz, ktora zawsze, mimo woli bedziesz widziec. Ta nauczycielja zawsze probuje nam zrobic najgorzej, wylaczajac swoich ulubiencow i prymusow, darzac ich wszystkim, co w zyciu potrzebne. Zycie i swiat sa niesprawiedliwe. Ile przez nie istot ginie, takich, ktorzy juz sobie z tym wszystkim nie radza. Pewna dziewczyna, zapytana kiedys o to, co mysli o cieciu sie powiedziala, ze bezsensowne jest oklaeczanie swojego ciala, a sama miala kreski na nadgarstku. To najgorszy sposob okazywania slabosci. Lepiej plakac, niz okaleczac. Pokazywac ludziom, do jakiego stanu cie doprowadzili. Inna dziewczyna smiala sie, ze idzie pociac sie mydlem w plynie, a tego samego dnia z eielkim skupieniem robila kreski na nadgarstkach nozyczkami do paznokci. Bolalo i zostal slad, ale nastepnego dnia tylko czerwona szrama, i o to jej chodzilo, zeby nikt nie zobaczyl jej slabosci, tego, ze nie umie sobie radzic z problemami.
Zycie to wieczne problemy. Z ta nauczycielka bywa roznie- jaki ma humor. Czasem patrzy na slabe osoby i smieje sie z ich nieszczescia, czasami w przyplywie troski odmieni czyjs los. Ale tak naprawde, co trzeba robic, zeby byc prymusem zycia? Nikt nie wie. Jestesmy wybranymi, ona wlasnie nas chce czegos nauczyc, cos uswiadomic. Zyj tak, abys nie krzywdzil drugiego i sam nie byl przez bliznich krzywdzony. Wiem to trudne, bo nieraz jakbys mocno sie staral beda zli ludzie, ale przezyj tak, aby na koniec miec satysfakcje, ze nie robiles zle, wszystko, co czyniles bylo dobre
-----------------------------------------------

 Napisalam cos okropnego, ale tak chcialam pozegnac sie z tym blogiem. Nie chcialam w poscie uzalac sie nad soba i pisac o swoich problemach, ktore mam. Poza tym serial "Violetta" juz mnie nie ciekawi, nwm czy nadal sa powtorki, czy nie. Nie ogladam tego, a pomyslow na opoeiadania brakuje. W mojej glowie tworza sie miliony historii, ale nie omtym.
Chcialam podziekowac wszystkim, co tu byli, mojej Nikoletcie ;* i wszystkim, ktorzy tu choc raz zagladneli. Bardzo to sie dla mnie liczylo. Nie komentowalam, bo to wszystko... no rozumiecie! Malo prawdopodobne, zebym tu wrocila, chybaze z czyms calkiem innym. Zjawie sie tu bowiem jeszcze raz z postem podsumowujacym. Na ten czas dziekuje wam wszystik i przepraszam. ZEGNAJCIE!
           Julia

środa, 9 kwietnia 2014

Siemaa ;*

     Wybaczcie mi! Ale nie mogla. Wiem, ze obietnic sie dotrzymuje, a ja obiecalam... nie mialam jednak, jak to dodac!
Tak wiec przepraszam, dziekuje za komentarze. <33
Jestescie na prawde sjler... Wiekszosc blogerek pewnie tlumaczy sie brakiem czasu ( oczywiscie nie chcialam tym kogos urasic), ale ja nie. Ja bylam swiecie przekonana, ze w szpitalu bedzie wi-fi i cos dodam, ale njestety. Bylam tez pewna, ze posiedze tam ze tfzy dni i wyjde, a tak mnie z osiem przytrzymali...  Teraz nie obiecuje, postaram sie. Przepraszam, ze nie komentowalam, ale wiadomo- nie bylo jak.
Mam nadzieje, ze przez to nie przestaniecie mnie csytac i moze  niedlugo prolog i pamietajcie 5 komentarzy pod porologiem= rozdzial pierwszy ;)

Strasznie mi glupio, no, ale coz?
Pozdrawiam was serdecznie i jeszcze raz dziekuje..
 Julie Walter

poniedziałek, 31 marca 2014

heej ;*

 Wybaczcie mi tak dluga nieobecnosc i to, ze tak pisze, ale jestem na tablecie i nie mam polskich znakow. Z calego serca przepraszam Nikolette, ale nie moglam skomentowac... ciesze sie jednak, ze wspomnialas o mnie, i ze miko wszysto wrocilas! Ja narazie nie bede dodawac os. Pomyslalam o tym, zeby moze pisac takie niedlugie opowiadania o roznych osobach. Jak pomysl by sie wam spodobal to mysle, ze do dwudziestego kwietnia powinnien rozdzial sie pojawic... Jezeli bede miec czas dzisiaj sprobuje dodac gotowy prolog, ale bez znakow polskich. Dziekuje Nel Pasquarelli za ten poprzedni komentarz, dziekuje kochana <333
Co ja jeszcze chcialam?!
Aa wiem! Postanowilam, ze rozdzial pierwszy opowiadania o Fedemile pojawi sie, jezeli pod prologiem bedzie conajmniej 5 komentarzy. Wiem, ze to szantaz, ale mam malo komentarzy, mimo ze 20 glosow na tak i 6 obserwatorow.

Wybaczcie, jesli kogos zdenerwowalo to wymuszanie, ale pisze dla Was i dzieki Wam, dlatego tak mi na tym zalezy...

To tyle waznych informacji... postaram sie dzis cos dodac, tak wiec do nastepnego
KOCHAM WAS, WY KOCHANI MOI
Julie Walter ;*

niedziela, 9 marca 2014

" Proszę, nie bij"- [Marcesca]

Nie miało być kolejnej części, ale moja Kajaa
mnie natchnęła i tak oto przedstawiam część 3.
~~
Rozdział dedykuję Kai K.
za pomysł i komentarz


"Proszę, nie bij"
Spełniają się moje najskrytsze marzenia.
Cz. III

      Nigdy nie sądziłam, że mogę być taka szczęśliwa. Mam kochającą rodzinę, wspaniałego męża i dzieci, którym stworzyliśmy wymarzony dom, gdzie zawsze mogą schować się, uciec i być w nim, a nie uciekać.
Federico zachowywał się pewnego czasu nieładnie wobec Marco, ale nie dziwię mu się. Jest mądrym dzieckiem, wiedział, że mój ojciec męczył moją matkę, a potem jego tata mnie. Myślał więc, że to tak przechodzi. Doskonale wiedział też, że Marco jest spokrewniony z Diego, a bracia zawsze są do siebie podobni. To wszystko jednak przeszło mu i choć teraz już nie jest tak otwarty to traktuje go, jak ojca.
Teraz rozumiem, dlaczego moi przyjaciele zalecali mi odejście od Diego- chcieli, żebym była szczęśliwa. Dziękuję im za to i żałuję, że zrobiłam to tak późno.
*
     Siadłam zrezygnowana przy blacie w kuchni, obok Marco. Nagle mój telefon zawibrował, chwyciłam go, by przeczytać wiadomość. Zamarłam. 
- Ee, Fran, co jest?- zapytał zdenerwowany Marco- Kto napisał?
Kto napisał? Hmm, sama chciałabym to wiedzieć, ale..? Spojrzałam na mojego męża i powoli odczytałam treść SMS-a.
Obserwuje każdy Twój ruch.
Nie czuj się bezpieczna i bądź przygotowana.
Jeszcze będziesz moja.
L.
Marco popatrzył z niepokojem na mnie, a potem na mój telefon. Wyrwał mi go z ręki i jeszcze raz przeczytał.
- Spokojnie- powiedział po chwili i pogłaskał mnie po ramieniu. Nagle zobaczyłam kolejną wiadomość.
Ach, tak!
Zapomniałem o Marco, ale nie martw, 
z nim pójdzie łatwiej niż myślisz.
L.
Znów Marco wyrwał mi telefon. Teraz zdenerwowany podniósł się z krzesła i rozejrzał w około. Był pusto, podeszłam do mojego męża i lekko musnęłam jego wargi. Miał właśnie oddać mi pocałunek, gdy jakiś dziwny zapach wpił mi się w nozdrza. 
- Czujesz to?- zapytałam, odsuwając się na pewną odległość i spojrzałam na podłogę. Marco zrobił to samo. Nic jednak nie ujrzeliśmy, więc brunet kontynuował wcześniejszą czynność.
- Marco, to jakby dym- powiedziałam i złapałam jego ręke.
Oboje odwróciliśmy się w stronę drzwi do kuchni, zauważyliśmy, jak z przedpokoju rozprzestrzenia się ogień po całym domu, wysyłając wszędzie duszący dym. Marco niedługo myśląc skoczył w stronę schodów i pobiegł na górę. Zostałam sama. Pomarańczowe języki były coraz to bliżej. Już czułam ciepło bijące od nich. Teraz nie miałam możliwości ucieczki. Rozejrzałam się nerwowo po pomieszczeniu i olśniło  mnie...
Pobiegłam w stronę okna i szarpnęłam za klamkę. Od razu się otworzył i buchnęło we mnie ciepłym, ale orzeźwiającym powietrzem. Szybko wspięłam się na parapet i wyskoczyłam.Na podwórku widziałam już straże i mojego Fedusia, który stał otulony jakimś kocem. Obok niego strażak o siwych wąsach tłumaczył mu coś troskliwie, bo Fede uśmiechał się dziękczynnie.
- Mama!- krzyknął, kiedy podeszłam bliżej.
- Pani Francesco...- powiedział starszy mężczyzna i skrzywił się, obawiam się, że nie ma dobrych wieści.- Pani mąż i córka też byli w domu?- zapytał, a ja poczułam, jak zaciska mi się gardło
- Tak, a co...-tylko tyle potrafiłam z siebie wydusić.
- Oni zniknęli....
*
      Usiadłam na sofie w salonie Ludmiły i Federico, i upiłam łyk kawy. Spojrzałam na godzinę w telefonie i nagle dostałam  SMS. Szybko zaczęłam go czytać.
Myślisz, że nie wiem, gdzie się chowasz?
Pierwszy był Marco i Natalia...
Teraz ty i Federico!
Pilnuj go, bo za chwilę może ci zniknąć!
No i  smacznej kawy...
L.
Rozejrzałam się nerwowo. Wokół panowała głucha cisza. W domu byłam tylko ja, a Ruggero i Federico bawili się na podwórku. Poprawiłam się na sofie i odstawiłam kubek na stolik.  Powoli wstałam i ruszyłam w stronę drzwi wejściowych. Nagle, gdy chwyciłam już za klamkę, do pomieszczenia wbiegł Ruggero, potrącając się o mnie, i upadając na podłogę.
- Przepraszam ciociu- mówi przestraszony, a ja chichocze z jego zakłopotania- Ciociu...- mówi, ale głos mu się urywa- Bo.. Federico..On, jego...- zaczął się jąkać.
- Co z Federico?- zapytałam, przypominając sobie ostrzeżenie L. 
- Ktoś go... zabrał- wydusił- Jakiś czarny pan...
Wybiegłam z domu. Nie wiedziałam, gdzie biegnę, łzy zamazywały mi drogę. Te łzy, które od tak dawna skrywałam. Tera płakałam za Marco, Natą, Federico, przez tego cholernego L. i przez wszystko. Zostawiłam z tego wszystkiego Ruggero samego w domu- jestem tak nieodpowiedzialna.. 
Poczułam wibracje. Nie miałam ochoty sprawdzać wiadomości, ale się przemogłam- zrobię to dla synka. 
Szukasz go?
Ja ci zdradzę, gdzie on jest, ale...
Jest jeden warunek, musisz go spełnić, 
jeżeli nie, to nigdy nie zobaczysz syna.
Całuję L.
- Jak ja cię zaraz pocałuję- krzyknęła do telefonu- To nie wstaniesz przez miesiąc. Spojrzała na wyświetlacz.
Słoneczna 88.
L.
- Przecież to mój...- nie dokończyłam, bo szybko pobiegłam w stronę wyznaczonego celu.
Stanęłam przed moim dawnym domem i niepewnie otworzyłam drzwi. Były zamknięte. Szarpnęłam mocniej. Nagle ktoś zasłonił mi oczy i usta. Nie mogłam wołać o pomoc, więc zaczęłam się wyrywać. Na nic. Poczułam silne kopnięcie w kręgosłup i powoli dałam się prowadzić.
*
Usłyszałam krzyki. Chyba leżała,m, tak, na pewno. Podniosłam się do pozycji siedzącej i zauważyłam, że na białej skórzanej sofie siedzi Diego, obok niego klęczy Federico, a trochę dalej na panelach leży Natalia. Zamknęłam szybko oczy, aby móc nie patrzeć na ten straszny widok. Rozejrzałam się. Trochę dalej ode mnie na podłodze leżał Marco, a jego ciało było bezładne. Wzdrygnęłam się. Federico poprawił na kolanach.
- Co robisz, bachorze?!- krzyknął i wstał- Nie kazałem ci przypadkiem być grzecznym, bo pamiętaj co się stanie z twoją "siostrą"- powiedział i zrobił cudzysłów w powietrzu.  Zbliżył się do niego i chwycił za włosy.
- Nie!!!- krzyknęłam i Diego, jak oparzony puścił Fede. Zaczął zbliżać się do mnie, a po drodze kopnął Natę, która leżała mu pod nogami.
- Zachciało ci się mnie opuszczać, szmato!- darł się- I jeszcze wychodzić za tego idiotę! Myślisz, że jestem tępy?! Że, jak wyprowadzisz się z tej ulicy to na innej cię nie znajdę?! Przyszłem po syna, rozumiesz?!- był już przy mnie, kopnął mnie w plecy- Obserwowałem cię ciągle, cokolwiek robisz! I wtedy na to wpadłem... Moja własność w cudzych rękach, pamiętasz jeszcze?!- wymiezył kolejne ciosy-Mój syn, wychowywany przez jakiegoś debila! Moja żona, która ma z nim dziecko!!!- kopał już bez opamiętania.
- Diego...- wyszeptałam- Ty jesteś chory psychicznie!
Przestał i nagle spadł na ziemię. Moim oczom ukazała się Lara z czymś ciężkim w ręce.
-Pomagałam mu w tym, ale teraz wiem, że to był błąd- powiedziała- Uciekajcie!
Nie miałam siły, by to zrobić, Marco też. 
- Fede, bierz Naty i uciekaj!- rozkazałam.
Wziął ją na ręce i przybliżył do mnie.
_ Ale bez ciebie...- zamknęłam oczy, a Lara odprowadziła go do wyjścia. 
Diego się poruszył.
- Chodź, pomogę ci- powiedziała i pomogła mi wstać, a następnie razem ocuciłyśmy Marco. 
Wybiegliśmy z domu
******
Aj, to nie miało tak być!
Pomysł był inny, taki fajny, a wyszło takie beznadziejne...
Przepraszam Kajaa, że dedykuję ci taki szaaajs,
mam nadzieję, że wybaczysz

Teraz tak- shot o Fedemile! Mam już jakieś 50procent
i NaXi, to ze czterdzieści.
Pierwszej częsci o Fedemiłce oczekujcie może nawet w tym tygodniu<33

Kocham Was <333
Julie Walter :8)

sobota, 22 lutego 2014

" Proszę, nie bij"- [Marcesca]

"Proszę, nie bij"
Jednak mam cichą nadzieję, że kiedyś będę szczęśliwa...
Cz. II

      Zeskoczyłam z krzesła i schowałam się koło szafek na dole. Nie chciałam, żeby Diego mnie zobaczył, bo by mnie zbił przy wszystkich. I przy Fedusiu i Angeles, i Jorge... Ale, no właśnie, Feduś. Co z nim? Jaka ze mnie matka?!
Momentalnie podniosłam się z ziemi, ale zaraz schowałam. Zastanowiłam się, co ja w ogóle wyprawiam, już sama nie wiem, co mam robić. Boję się. Nie tyle o siebie, co o syna. Przeczołgałam się po podłodze do przedpokoju. Byłam właśnie koło sofy, skąd dobrze widać drzwi wejściowe. Nagle się otworzyły, a w progu stanął Diego. Trzymał za kaptur kurtki Fedusia, a na jego twarzy malowała się złość. Teraz wiedziałam, że humor mu się pogorszył i będzie dla mnie okropny.
- Wstań!- krzyknął nie ruszając się z miejsca.
Wstałam.
- Teraz podejdź!- rozkazywał dalej.
Podeszłam.
- Federico, siadaj na kanapę!- powiedział trochę łagodniej.
- Nie- postawił się, chociaż dawałam mu znaki, aby tego nie robił.
- Co powiedziałeś?!- wykrzyknął Diego i złapał go z całej siły za skórę na karku- Siad, mówię!- i trącił go na podłogę.
Mały usiadł na kanapie z łzami w oczach i schował twarz w dłonie.
-Patrz- warknął Diego i Fede momentalnie popatrzył.
Diego chwycił mnie za włosy i pociągnął mnie w stronę pianina , tak, że upadłam do tyłu, uderzając się w głowę, a potem...? Potem była ciemność...
*
- Odejdź od niego, odejdź!- jakieś straszne głosy rozchodziły się po mojej głowie, ale nadal było ciemno.
- Fraaan!- wrzasnęło coś nade mną.
Zamknęłam i otworzyłam oczy. Jasno, za bardzo. Zamknęłam znowu. Otworzyłam- ciemno. Zamknęłam i uderzyłam pięścią w łóżko. Uchyliłam powieki jeszcze raz, ostrożnie. Zobaczyłam szpitalną salę. Obok mojego łóżka na taborecie siedział Diego i trzymał moją rękę. Chciałam jeszcze ją wyrwać, ale nie dałam rady.
- Co narobiłaś?- zapytał mnie z wyrzutem, ale spokojnie, Diego.
Ja? Przecież nic nie zrobiłam, chciałam mu to powiedzieć, ale by krzyczał, zresztą nie mogłam wypowiedzieć słowa.
- Co? Nie odpowiesz?!- powiedział
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku.
- Ty idiotko, ty szmato!- wrzeszczał i zaczął mnie bić. Pierwsze po twarzy, a później wszędzie. Próbowałam się bronić, ale nie dawałam rady. Znowu uderzenie w głowę...(...)
*
     - Już go wypuścili- orzekła podirytowana Natalia, która stała oparta o framugę drzwi.
- Nie wiem, czy tak powinni. Przecież tak pobił Fran i młodego- tym razem to był Maxi.
- Od dawna powinna rzucić tego drania- odezwał się Fede, wstając ze stołka- Siadaj Vilu.
- To chora sytuacja- rzucił Broduey
- Żebyście wiedzieli. Sory, Naty- ktoś wszedł do pomieszczenia, ale nie wiem kto- Już dawno powinienem rozprawić się z Diego, albo chociaż zapewnić bezpieczeństwo Francesce i Federico.
- Teraz będziesz musiał się nią zająć- powiedziała Ludmiła, poprawiając swoje loki.
- Wiem. Tak zamierzałem zrobić tylko- zaczął, a ja rozpoznałam głos i w ogóle odwrócił się do mnie przodem. Ja ogólnie miałam oczy otwarte, ale nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi-tylko Fran się nie zgodzi.
- Marco ma rację, ona się nie zgodzi- rzucił Broduey- Będzie znowu mówić, że jest jego własnością, i że pomógł Alexandrze.
- Ale Alex jest już zdrowa- oburzyła się Lu.
- Ale wiesz, jaka jest Francesca- powiedział Fede i dotknął jej ramienia.
     Ja poczułam się okropnie. Przecież moi przyjaciele chcą mi pomóc, przecież kocham Marco i nie chcę takiego życia, jak mam teraz. I co z tego, że Al jest już zdrowa? Przecież to wszystko dzięki Diego...
Łzy spłynęły mi po moich policzkach, wywołując pieczenie, tam, gdzie miałam rany.
- Fran?- zapytała Camila, a ja udałam, że dopiero się obudziłam i starłam szybko wierzchem dłoni łzy.
- Gdzie Federico?- zapytałam od razu.
- Tu jestem!- Fede mi się pokazał i wszyscy wybuchnęli śmiechem.
- Nie ty, głuptasie!- powiedziała Ludmiła, ciągnąc męża za nadgarstek.
      Nagle do sali wszedł mój syn z podbitym okiem.
- Jezu, Fede- powiedziałam i podniosłam się na łokciach na łóżku.
Przybiegł zaraz do mnie i się przytulił, a łzy spływały mu po podbitych policzkach
- Mamo, ja się dobrze czuję, a ty?- spytał- Nie wracajmy już do taty, dobrze?
Ta scena sprawiła, że wszyscy wybuchnęli płaczem i ja też, ale zawahałam się przez moment. Nie teraz tylko dobro Federico się liczy.
- Dobrze, synku.
~*~
2 lata później, Argentyna

- Mamo, a tata wie, że ma córeczkę?- zapytał nagle Feduś, podbiegając do mnie i Marco, który trzymał na rękach naszą córeczkę, Natalię.
- Fede, to nie jest córeczka twojego taty- powiedział Marco- Tylko moja i twojej mamy.
- Ale, jeśli mama była z tatą...- nie dokończył, bo najwidoczniej nie wiedział jak.
- Skarbie, to twoja siostra, a moja i Marco córka, natomiast taty bratanica.
- A, to Marco to brat taty?- zapytał z zainteresowaniem i o dziwo spokojem, Fede
- Tak, słonko- odpowiedziałam mu
- W takim razie nie chcę cię znać! Ty też będziesz bił mamę i Natę. To na pewno rodzinne- zaczłą krzyczeć, rzucać się i uciekł.
- Przepraszam- szepnęłam do Marco
- W porządku, rozumiem- odpowiedział Marco, dając całusa w czoło Natalii.
*
To tylo!
Sorki, że tak długo musieliście czekać,  ale to wszystko tak wyszło...
One- shota miałam już w szpitalu napisanego, bo mi się nudziło, ale ilekroć siadałam do pisania to jedno zdanie i już trza było iść.
No, ale mniejsza oto. 
Znowu podziękuję za nominację do LBA od mojej Nikoletty, a to wielki zaszczyt!
Dla moich obserwatorek: Natalii Saldacz, Mio Akanishi, znów Nikolettcie i za komentarze pod postem, dotyczącym zawieszenia mojego bloga...

Dziękuję Wam za ponad 1000 wyświetleń, a dokładnie za 1,111!!!!
Jesteście kochani. 
Dzięki za trzynaście taków w ankiecie i komentujcie!

A teraz tak, mam napisanego jakieś dwie części takiego wojennego shot'a, ale nie wiem, czy to byście chcieli, dlatego na propozycje, pomysły i opinię, czekam w kometarzach.
Tyle dłuuuuugaśnej przemowy...
Julie Walter :*)

poniedziałek, 17 lutego 2014

LBA !!!!

Zostałam nominowana do LBA, przez moją kochaną Nikolettę z bloga http://opowiadania-federico-y-ludmila.blogspot.com. No właśnie :D Ale się cieszę, to moja pierwsza nominacja, a to pytania od niej:


1. Opisz swój wygląd w kilku słowach :D
Hmm... Blond włosy, duże oczy zielono-szaro-niebieskie. Prosty nos, pełne duże usta i pieprzyk na prawym policzku. ;) Nie za ładna, ba, brzydka :D

2. Opisz swój charakter w kilku słowach :D
Jestem nieśmiała i uparta, jak moja babcia. Czasem ciekawska, ale przyjacielska i chętna do pomocy.

3. Czemu zdecydowałaś się na prowadzenie bloga o takiej tematyce? ;)

Myślę, że zainspirowały mnie inne blogi o Violettcie, których talent prowadzących podziwiałam i chciałam, tak jak one, pisać tak dobrze :)

4. Ile czasu tygodniowo poświęcasz swojemu blogowi?

Raz, góra dwa razy w tygodniu ;)

5. Opisz swoje ulubione bloggerki bez zdradzania ich tożsamości. ;)

Och, ciężka sprawa...No to tak: jedną uwielbiam za jej świetny styl pisania, za jej niezwykłe opowiadania, które wzbudzają we mnie tyle emocji. Pisze ona bardzo wzruszająco, a zarazem pięknie, jej posty nigdy nie są nudne i zawsze mają jakieś przesłanie :). 
Druga pisze o jednej z moich ulubionych par- Fedemili. Jej opowiadania również wnoszą coś ze sobą. Podziwiam jej talent pisarski i to, jaką popularność ma jej blog. Zresztą, należy jej się :) 

6. Poleć mi jakiegoś bloga, którego jeszcze nie czytam ;).

Ech... A czego Ty nie czytasz?... może to ... i na przykład ...to.... Nie wiem, czy to czytasz, ale no.... ;)

7. Dokończ zdanie: Przyjaźń jest...

najlepszą rzeczą, jaka może człowieka spotkać. Jest oparciem w trudnych chwilach, światełkiem w tunelu, czymś, co nigdy nie zawiedzie, na co zawsze można liczyć...

8. Które zdanie najlepiej Ciebie opisuje?
  a) realistka, która zawsze wie, czego chce.
  b) marzycielka, dla której każda chwila jest najpiękniejszym z prezentów.
  c) optymistka, dla której po każdej burzy wschodzi słońce.
  d) pesymistka, która nie widzi sensu w ciągłym wyczekiwaniu lepszego dnia.

Myślę, że marzycielka, dla której każda chwila jest najpiękniejszym z prezentów, choć optymistka, dla której po każdej burzy wschodzi słońce, też pasuje...

9. Co sądzisz o moim blogu? ^^

Och, przecież wiesz, że go kocham! Jest wspaniały.. <333

10. Czy gdybyś wiedziała kiedy umrzesz, zmieniłoby to Twoje podejście do życia?

Zdecydowanie tak! <3

11. Gdybyś była na bezludnej wyspie i znalazłabyś lampę Alladyna, jakie byłyby Twoje 3 życzenia? :D Pamiętaj, że nie możesz prosić Dżina o opuszczenie wyspy :D.

I znowu trzeba się zastanawiać... :). O co ja bym mogła prosić?!
Na pierwsze życzenie zażyczyłabym sobie, żeby ten ów Dżin postawił na mojej drodze osobę, której mogłabym zaufać, z którą dzieliłabym się każdym moim przeżyciem, która by zawsze mnie wysłuchała i doradziła. Chciałabym takie oparcie w ciężkich chwilach w osobie przyjaciela
Dwa. Chciałabym na chwilę przenieść się do przyszłości i zobaczyć, jak będzie wyglądało moje dlasze życie. Czy będę szczęśliwa i takie te. A trzecie życzenie? Może to głupie, ale chciałabym aby na świecie nie było żadnych wojen, śmierci, chorób i głodu. Ale jest pewne, że życie nie jest idealne. Pomarzyć zawsze można.. :)

A teraz moje pytania:

1. Jak to się stało, że założyłaś bloga?

2.  Cenisz sobie bardziej przyjaźń, czy miłość? 

3. Opisz siebie w kilku słówkach.

4. Gdybyś mogła zamienić się z jednym z bohaterów Violetty, kto by to był i dlaczego?

5. Dokończ zdanie: marzenia są....

6. Gdyby się okazało, że zostało ci parę miesięcy życia, to jak wykorzystałabyś ten czas, który ci został?

7. Który cytat?
"Nadzieja matką głupich"
" Nadzieja umiera ostatnia"

8. Czy chciałabyś zmienić coś w swoim życiu?

9. Gdybyś miała możliwość spełnienia jednego życzenia, to co by to było?

10. Co myślisz o moim blogu?

11. Dokończ:
Życie jest....
Śmierć to...

To będzie na tyle i teraz kogo nominowałam..:
(kolejność przypadkowa :D)

http://kochajmarziwierzjeslimozesz.blogspot.com

http://amor-es-imprevisible.blogspot.com

http://violetta-and-her-world.blogspot.com

http://salta-blogoviolettcie.blogspot.com

http://esperanza-ultima.blogspot.com

http://ti-credo-mucho.blogspot.com/

http://marcesca.blogspot.com/

http://quiero-besarte-leonetta.blogspot.com/

http://dorolafedemilamarcescanaxi.blogspot.com/

http://nueva-historia-de-amor.blogspot.com/

http://quiero-ser-tu-todo.blogspot.com/

*
 I tak jeszcze dodatkowo- dziękuję za komentarze, które pojawiły się pod poprzednim postem.
Dzięki Natce, Nikolettcie, chłopakowi, Mio Akanishi i Clarie Ponte, oraz moim nowym obserwatorom:
Mio Akanishi, Nikolettcie i Natalii Saldacz! Jesteście kochane <333

Dobiliśmy do  1000 wyświetleń!!!!!!!

Kocham Was, naprawdę. I postaram się szybko dodać shot'a o Marcesce, a potem Naxi!!!

Julie Walter :*)






piątek, 14 lutego 2014

Witajcie moi drodzy!

  Tak na początek, to chciałam życzyć udanych walentynek. Dostaliście jakąś kartkę?
A tak po drugie to nie wiem, czy pisać dalej tego bloga...
Bo ani wyświetleń nie mam, ani komentarzy, a moje posty są beznadziejne i wieją pustką.
Tak, tak. W ankiecie niby 9 głosów na tak, więc ja taka happy, ale okazuje się, że jednak nikt mnie nie czyta.
Tak więc, jeśli sytuacja się tu nie poprawi to bloga zawieszam...

To tyle, może dodam jeszcze jakieś walentynkowe cosik .

Buy Julie :*)

sobota, 8 lutego 2014

" Proszę, nie bij"- [Marcesca]

"Proszę, nie bij!"
Jeśli ktoś nie radzi sobie z problemami- ucieka się do jednego wyjścia-
bije.

Cz. I

       Zmusiłam się na uśmiech. Popatrzyłam z tęsknotą na Marco, który stał z tyłu. Przytuliłam jeszcze wszystkich szybko i ruszyłam w stronę samolotu.
- Francesca, trzymaj się!- krzyknęła jeszcze za mną moja najlepsza przyjaciółka, Camila. 
Weszłam na pokład. Dwa rzędy zajmowała moja rodzina- tata, mama, młodsza siostra Alexandra i Diego- mój mąż. Lecieliśmy do Ameryki Północnej, gdzie Alex miała odbyć ważną operację. Ma 6 lat. Nie mówi od urodzenia. Zabieg jej odbywa się dopiero teraz, gdyż wcześniej nie mieliśmy pieniędzy na operację. Kiedy wzięłam ślub z Diego, już nic nie stało na przeszkodzie, tym bardziej, że obiecał sfinansowanie tej kosztownej operacji. On jest taki wspaniały, tyleże go nie kocham. Tak, to prawda nie kocham go. Kocham Marco, ale to właśnie Diego, który "pilnie potrzebował żony", został moim mężem. On pracował w Stanach, a ja musiałam ratować moją kochaną siostrę. Mam jednak nadzieję, że moje życie będzie inne niż mojej matki z ojcem. Mama kochała tatę, on pił, ale to nie był dla niej problem. Zawsze umiała rozwiązywać problemy i wierzyła, że po ślubie ojciec przestanie. Myliła się, na domiar złego tata strasznie ją bił, a ja, sadzana na taborecie w kuchni, musiałam na to wszystko patrzeć. Raz nie wytrzymałam. Porwałam się ze stołka i uciekłam do pokoju. Tata odwrócił wtedy uwagę od mamy, która ledwo patrzyła na oczy i złapał mnie. Czułam jego silne ręce wszędzie, czułam jego uderzenia i kopniaki. Bolało mnie wszystko, jednak nie płakałam, byłam silna i wiedziałam, że mama bardziej cierpi, wiedziałam, że uratowałam ją od silnego kopniaka ojca. Wrzucił mnie później do szafy. Uderzyłam o deskę głową i po chwili zemdlałam. Nikt nie mógł mi pomóc w zamkniętej na klucz szafie, ani babcia, która w czasie bitek chowała się na strychu, ani mama, która leżała już półprzytomna. Od wtedy boję się ojca, boję się szaf. Od tamtego czasu zaczęłam uciekać z domu, albo chować się najciemniejsze kąty, nieraz do piwnicy nawet...
Mama zauważyła, że najlepszą ucieczką od problemów jest alkohol. Zaczęła pić i ona. Byłam pozostawiona sama sobie, co prawda miałam babcię, ale ona stwierdziła, że "jak zrobili dzieciaka, to niech go tera niańczą". Także na babkę nie miałam, co liczyć. Wychowałam się sama, miałam trudne dzieciństwo.
*
6 lat później, Argentyna
      - Świetnie!- powiedziałam patrząc na literki, napisane przez mojego synka. 
Siedzieliśmy w jego pokoju przy stoliku i pisaliśmy.
- Teraz "b"!- powiedział dumny z siebie Fede i narysował kreskę oraz dwa staranne brzuszki.
- Mamo?- powiedział nagle z niepokojem i strachem w oczach
- Czyżbyś zapomniał, co jest po "b"?- zapytałam rozbawiona świetną grą aktorską Fede.
- Nie, to tata wrócił- szepnął ledwo słyszalnie.
Zerwałam się z miejsca i spojrzałam przez okno, gdzie na poboczu stało czarne BMW z przyciemnianymi szybami.
- Feduś, siedź tu i nie wychodź!- krzyczałam już zdenerwowana- Pisz dalej, albo poukładaj puzzle, albo, o! Pobawisz się autkami?- zapytałam i nie czekając na odpowiedź szybko ściągnęłam pudełko z samochodzikami.- Ja zaraz wrócę.
Zbiegłam na dół. Diego był już w kuchni i rozglądał się po niej ciekawie.
- Francesco, powiedz mi dlaczego tu jest taki bałagan- zapytał dziwnie pokojnie.
- Bo, ja...- zająkałam się- Uczyliśmy się z Fede i...
- Powiedziałem ci, że jak wracam to ma być porządek!- przerwał mi i zaczął krzyczeć. Za chwilę podszedł do kuchenki, na której stała patelnia. Trącił nią tak, że z hukiem spadła na podłogę
- Przepraszam powiedziałam przestraszona
- Dobrze- odpowiedział i spokojnie rzucił jeszcze trzy szklanki na podłogę, wiedziałam, że tak szybko nie odpuści, że to cisza przed burzą. Nie myliłam się. Już za chwilę zamachnął się i uderzył mnie pięścią w twarz. Chwycił moją głowę w swoje silne dłonie i wyszeptał mi prosto w twarz:
- Piękna buźka!- po czym odszedł.
Odetchnęłam z ulgą, nim się spostrzegłam Diego wymierzył prosto w nos- A teraz wynoś się stąd! Do jutra nie chcę cię widzieć!
     Dotknęłam swojego nosa. Po chwili popatrzyłam na palce, zobaczyłam tam krew. Stwierdziłam, że to i tak dobrze, bo Diego miał dziś dobry humor
- Feduś, chodź!- krzyknęłam, wbiegając do pokoju i chwyciłam się framugi drzwi, żeby nie upaść.- Idziemy do cioci Ludmiły!
- Mamo- podszedł do mnie i przytulił- W porządku?
- Tak, oczywiście- kiwnęłam głową i wymusiłam uśmiech- Chodź, chodź, pobawisz się z Ruggusiem.
Zareagował od razu. Tak bardzo lubił tego chłopca. Po chwili ubieraliśmy się na dole, a zaraz potem wyszliśmy już na zewnątrz.
Ostre powietrze wpiło się w nozdrza, a podmuch wiatru uderzył we mnie, wywołując kręcenie się świata wookół. Prez chwile poczułam falę gorąca, która z kolei zamieniła się w lodowaty i przejmujący chłód. Zadzwoniłam do drzwi państwa Pasqurelli, podczas, gdy Fede otrzepywał buty. Patrzyłam na jego nogi i nagle zrobiło mi się czarno przed oczami, a ziemia, jakby rozpłynęła się. Po chwili poraziło mnie jasne śwaitło dnia i śniegu. Przytrzymałam się szybko framugi drzwi. Federico tak się ucieszył, że nas zobaczył, że wyciągnął rękę, by się przywitać. Zrobił jednak taki zamach, że skuliłam się, bojąc się, że mnie uderzy.
- Matko, Fran! Myślałeś, że cię uderzę?!- chwycił mnie za ramię i wprowadził do domu, patrząc przy tym na przestraszonego Fedusia.- Fede, chodź! Ruggero właśnie buduje kolej dla swoich pociągów.
Mój syn szybko zrzucił z siebie kutkę i pobiegł na górę, a ja schyliłam się, by ją powiesi na wieszak.
- Zostaw- powiedział mój przyjaciel i zrobił to za mnie, po czym zaciągnął mnie do łazienki i przyłożył kawałek chusteczki namoczonej wodą, pod nos i na kark.
- Trzymaj ten papier, ja zaraz przyjdę!- powiedział i zniknął za drzwiami. 
Usiadłam zrezygnowana i osłabiona kolejnymi ciosami, na skraju wanny i zamknęłam oczy. Za chwilę poczułam czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
- A to za co znowu?- zapytał Maxi, dotykając mojego policzka. Za nim pojawiła się też Naty, która spojrzała na mnie z troską.
- To moja wina- rzuciłam, spuszczjąc głowę.
- Zejdźcie na dół, zrobiłem kawę- krzyknął gdzieś z kuchni Federico.
Po chwili siedziałam już na kanapie, gdzie pomogli mi dojść moi przyjaciele.
- Fran, kochanie, wszystko w porządku?- zapytała Ludmiła, która dopiero co wróciła do domu- Dobrze się czujesz? Co ci ten idio... Diego zrobił?- spytała i podbiegła do mnie unosząc mój podbródek do góry.
- Mówiłam już, że to moja wina!
-Co więc zrobiłaś?- zapytała Naty już podirytowana moim zachowaniem.
- Nie wasza sprawa- rzuciłam obojętnie
- Właśnie, że nasza!- oburzył się Maxi
- Nie umyłam naczyń i nie posprzątałam kuchni...- wykrzyczałam
- Zbił cię za takie coś?- zapytał Federico, wybałuszając oczy
- Francesca, odpuść sobie- szepnęła Lu- Widzisz co on z tobą robi?
- Dajcie mi spokój- krzyknęłam na wszystkich i na chwilę zamilkłam- Nie rozumiecie, że to mój mąż?! Że on pomógł Alex?
- Fran, co ty w ogóle...- popatrzył na mnie Federico, ale nie skończył mówić, bo mu przerwałam:
- To co słyszałeś!- odparłam wrogo- Nie próbujcie mnie pouczać i nie prawcie mi kazań! I tak was nie posłucham!
- Francesca, ale czy ty nie rozumiesz?! On cię bije za takie coś...- zaczął Maxi
- Wszystko  rozumiem- odkrzyknęłam- To ty nic nie wiesz! Jestem jego własnością...
- Jego własnością?!- krzyknął Federico z wypiekami na twarzy ze złości- On cię tak traktuje, a ty jeszcze z nim jesteś...
Nie zwróciłam już na nich uwagi, bo wybiegłam z domu. Było zimno, a ja wyszłam bez płaszcza.
- Violetta- pomyślałam i pobiegłam w stronę jej domu. Zadzwoniłam dzwonkiem.
- Francesca?- zapytała Viola i od razu wpuściła mnie do środka.
- Ciocia, ciocia!- zaczęły biegać i krzyczeć bliźniaki Leóna i Violki, Angeles oraz Jorge. Wtedy zawirowało mi w głowie  i chwyciłam się ściany.
- Wujek Diego znowu cię zbił, ciociu?- zapytała Angeles i złapała mnie za rękę.
- Nie Angie, nie- skłamałam- Tylko trochę się źle czuję.
      Violetta popatrzyła na mnie z troską, to samo zrobił León. Usiadłam na krześle w kuchni, podczas, gdy Vilu i León przynieśli mi wodę oraz kawałek ciasta, który upiekła i dała Olga
- Dziękuję!- powiedziała i spokojnie popatrzyłam za okno. Do drzwi Verdas' ów zbliżał się Diego, ciągną za sobą Fedusia

*****
Tadam! Oto pierwsza część mojego shot' a. Mam nadzieję, że spotkam po nim parę słowek. 
Mrr..CałUski   Julie Walter;*)


sobota, 1 lutego 2014

One- shot by Naxi..."Zabrała mi go."


 " Zabrała mi go"

Przeglądała album ze wspólnymi zdjęciami. Natrafiła na wiele fotek z koleżankami, przyjaciółkami, i przypomniała jej się pewna historia. Historia tych  jej przyjaciółek, które pokłóciły się o pewnego chłopaka, a ona stała pomiędzy nimi dwoma....
 *
Natalia z Camilą siedziały na ławce przed Studio i bardzo się z czegoś śmiały. Nagle dołączyła do nich Francesca, która  zaraz pobiegła z Cami do Violetty. Naty nie była jeszcze do końca "wtajemniczona" w to życie Violki, więc została w parku. Siedziała chwilę wygrzewając nogi w południowym słońcu.  Wokół panowała błoga cisza, której nie zakłócał nawet śpiew ptaków.
- Naty...- usłyszała piękny męski głos i potrząśnięcie za ramię. Otworzyła oczy. Ujrzała pięknego młodzieńca o bujnych lokach i ciemnych oczach oraz z nieodłącznym jego elementem- czapką.  Uśmiechnęła się do niego i patrzyła mu w oczy, a on robił tak samo. Dopiero po dłuższej chwili zorientował się, po co przyszedł i zwrócił się do dziewczyny:
- Lekcje się dawno zaczęły...- ale nie dokończył, gdyż dziewczyna od razu zerwała się z miejsca,
- Właśnie, lekcje! Już tak późno!!!! Angie mnie zabije!
Zaczęła w pośpiechu pakować swoje rzeczy z ławki do torby, kiedy Maxi chwycił ją za ramię.
- Natalio, spokojnie, to tylko dziesięć minut!- zaczął ją uspokajać.
-Ale...- łzy zaczęły napływać jej do oczu, bo ona już taka była, płakała na każdym kroku, i jeszcze teraz, kiedy jej niby '' przyjaciółki'' nie zawołały jej.
- Nata, płaczesz?- zapytał i  otarł rękawem swojej bluzy pojedynczą łzę, spływającą po jej policzku/
- Nic mi nie jest odpowiedziała dziewczyna i pobiegła do Studia.
*
Francesca uśmiechnęła się na samo wspomnienie tej śmiesznej, według niej chwili. Chociaż sama nie wiedziała, co tu było śmiesznego. Nagle w ręce jej wpadło kolejne zdjęcie
- Zdjęcia z egzaminów...- uśmiechnęła się Fran i wróciła do wspomnień.
*
 Maxi i Naty przyjaźnili się.  On pisał do niej SMS'y i dzwonił, a Naty zastanawiała się czasem po co? Po co dzwonił, żeby tylko ją usłyszeć?
Tak myślała, bo tak to wyglądało. Podobno chciał wrócić do Camili, jego byłej, ale on zwracał uwagę tylko na Natę. Dziewczyna pewnego dnia sama się pogubiła....
 A było to w dzień egzaminów. Camila zestresowana chodziła tam i z powrotem po korytarzu, a Naty była coraz bardziej wkurzona stukaniem jej obcasów. Nagle Maxi wstał z krzesełka, na którym siedział i podszedł do Natalii, która stała pod ścianą. 
- Usiądź chwilę ty!- powiedział i w ułamku sekundy zobaczyłam w jego ramionach rudą. Myślałam, że wybuchnę, ale po chwili spokojnie stwierdziłam, że to tylko wina Camili, która na Maxiego  wpadła. Uniosłam wysoko podbródek i usiadłam na krześle, przyglądając się jeszcze otrzepującej koszulę, Camili.
*
- A potem była ta impreza... - szepnęła cicho Włoszka
*
I wtedy na imprezie Hubert całkiem zapomniał o Naty. Teraz liczyła się dla niego jego była- Camila. Z nią tańczył, na nią patrzył. Ale kompletnie ignorował Natę.
Po chwili dziewczyna zobaczyła, jak jej koledzy: Fede, Diego, León, a później Maxi, wychodzą na pole.
Zorientowana mniej więcej w sytuacji, pobiegła za nimi. 
Po chwili już paliła z nimi papierosa, a niedawno poznany Fede ( w zasadzie pięć minut temu, nie zamienili ze sobą słowa, ale wiedzieli kto kim jest) przyglądał się jej z uwagą.
Naty poczuła się teraz wyluzowana.
- Jak będziecie jeszcze iść, to mnie wołajcie!- oznajmiła chłopakom i weszła do budynku, który ogarnął ją przyjemnym ciepłem.
- Tańczyła z Diego i Fede, którego wciąż namawiał Maxi, wszystko widziałam- Na ostatniej piosence on podszedł bliżej niej i uśmiechnął się, zaczął podrygiwać do muzyki, już myślałam , że ją poprosi, kiedy cholerny Federico wyciągnął Natkę na parkiet...- mówiła Francesca do siebie, chwytając kolejne zdjęcie.
- Tu już były pokłócone.                                           *                                                                              - Zabrała mi go! Zabrała- krzyczała Naty, pozwalając spokojnie spływać swym łzom po policzkach.- Wiedziałam, że oni do siebie wrócą. Fede mi mówił!                                                        - Natka, oni do siebie nie wrócili- powiedziałam przyjaciółce szczerze.                                               - Ale Federico....- nie dokończyła, bo Francesca jej przerwała                                                                 - Bo Feder chce z tobą chodzić, dlatego ci to powiedział.
 Dyskusja się urwała, a Naty poszła na zajęcia z Gregorio
- Widziałaś ją? Widziałaś?!- krzyczała Camila przez korytarz- To był mój chłopak!
- Ale przecież z nim zerwałaś!- powiedziała już pogubiona Włoszka
- Tak, ale ona z nim chodzi, a to było moje miejsce....- chciała coś jeszcze powiedzieć, ale Fran nie pozwoliła jej dojść do słowa.
- Oni nie chodzą ze sobą!- krzyknęła Fran, zastanawiając się, po której stronie być
- Nie?- zaświeciła się iskierka nadziei w Camili, która zaraz pobiegła i zginęła Francescę z oczu.
* -" Tak było"- myślała Fran i patrzyła dalej.             -Pewnie jesteście ciekawi zakończenia tej historii?    Ja wam powiem, choć obiecałam dziewczynom milczeć.                                                                   Kiedy Maxi, Naty, León, Diego i Fede wracali do domu Maxi szedł niebezpiecznie blisko Julki. Wszyscy chcieli jej numer telefonu, a ona nikomu nie chciała dać, uległa, gdy Maxi szturchnął ją ramieniem i coś dogadał.  Wtedy wszyscy jej numer zapisali. Potem Maxi do niej dzwonił, a ona sama myślała po co konkretnie... Pisali razem o wszystkim i o niczym, a dźwięk sms'a wprawiał ją o kurcze żołądka.  Camila pogodziła się z faktem, że może i Maxiemu się podoba, ale to, że z nią tańczył jeszcze nic nie znaczy. A ja? Ja trwałam przy tych dwóch skłóconych duszyczkach. Strzegłam, jak anioł stróż i pogodziłam je, dowód?







******

Głupi shot' cik, miał być inny, ale się skapłam, że piszę o Violettcie, a nie o sobie ;) 
No więc trochę moją historią z pewnej choinki zainspirowany.
Czekam na komentarze, bo ten blog jest dla mnie bardzo ważny.  Mam osiem głosów na ''tak'', ale czuję,że tak naprawdę to tylko dwie,trzy osoby serio czytają. 
Prooooszę!
Następny shot postaram się o Fedemili, albo o Marcesce. 
                                   Wiecie, że was kocham???

             No to moi mili, dziękuję.   Hehe, mam 702 wyświetlenia- to wszystko dzięki wam...
Julie Walter





poniedziałek, 27 stycznia 2014

One- shot by Marcesca. "Człowiek rodzi się, płacząc. Kiedy już się wypłacze, umiera." Cz. II

Gdzie cierpienie, tam i nadzieja

- Tak, oczywiście rozumiem- mówiła Francesca do telefonu- Zaraz tam będę.
Zaczęła w pośpiechu ubierać buty i kurtkę. O mało by się nie przewróciła na przedpokoju. 
- Mamo?- odezwała się Mechi- Co się stało?
- Nic się, skarbie nie stało- zapewniła córkę i wyszła z domu.
Mercedes długo wpatrywała się w drzwi i myślała, co takiego mogło się stać, ale nie wymyśliła.
       Francesca wrzuciła bieg i przyśpieszyła samochód. Oczy zaszły jej łzami, słabo widziała, a w jej głowie malowały się czarne scenariusze. Po dziesięciu minutach jazdy w końcu dotarła na miejsce. Wysiadła szybko z auta i pobiegła w stronę drzwi.
*
Kręciła się niespokojnie po pustym korytarzu. Czekała, a minuty wydawały jej się trwać wieki. W końcu nie wytrzymała i weszła do sali, mimo zakazu lekarza. Oczom jej ukazał się śliczny widok.
Jej najlepszy kumpel Federico siedział na krześle obok łóżka jej syna i grał- grał jakąś piękną melodię, ale nagle przestał.
- Teraz A- moll- powiedział Mauricio, rozweselony miną Fede, który zapomniał akordów. Znów doszły ją dźwięki tej cudnej piosenki. Łzy mimowolnie cisnęły się do oczu, ale nie mogła płakać, nie mogła, gdy jej syn patrzył. 
- No, Rycuś- powiedział Feder, wstają,- Mama przyszła.
Mauricio posłał Federico uśmiech podziękowania i skierował na mnie spojrzenie.
- Spokojnie mamo, wszystko jest w porządku- zapewniał, gdyż zauważył, malujący się strach i niepokój z twarzy Francesci.- Idź odpocznij! Jutro idziesz do pracy.... Ja tu sobie dam radę, nie pierwszy raz tu jestem- dodał ze śmiechem-  Na serio, mamo! Federico mi przyniósł fajną książkę, będę czytał. Odpocznij!
      Francesca słuchała troskliwych słów syna. Wiedziała, że jak zawsze martwi się o nią, ale czy ona nie martwi się o niego?
- Ale Maur....- nie dokończyła Fran
- Mamo!
- Dobrze, już dobrze!- zaśmiała się Fran- przyjedziemy z Mechi wieczorem i przywieziemy ci rzeczy.
*
I tak to już trwało miesiąc. Francesca pracuje teraz cały dzień i wraca późno w nocy, a rano znowu do pracy. Przez pierwsze dwa tygodnie odwiedzały Mauricio, ale teraz....
Leży na łóżku. Obok niego przeczytana cztery razy książka. Butelka wody. Spisany papier nutowy. Leży i czeka. Czeka na mamę, która nie przychodzi, na siostrę, z którą by pograł nawet w Państwa- miasta, ale nikogo. Raz w tygodniu wpada do niego Fede. Mauricio wie, że Pasquarelli jest bardzo zapracowany i nie ma mu za złe, że tak rzadko się u niego zjawia.
      To była piękna słoneczna niedziela. Mauricio siedział na parapecie na oknie, gdy usłyszał ciche pukanie. Lekko odwrócił głowę. Popatrzył swymi bladymi, podkrążonymi oczami w stronę, z której dobiegły teraz głosy. Resztkami sił uśmiechnął się na widok znajomych twarzy.
- Mauricio?- zapytał, jakby niedowierzająco Diego- syn Leóna i Violetty.
Trzynastolatek skinął tylko lekko głową i uśmiechnął się słabo 
- Tak to on!- krzyknął tym razem syn Andresa
- Miło mi was widzieć- powiedział z trudem- Dobrze, że przyszliście!
 Diego- odziedziczający sylwetkę po ojcu wydawał się być starszym niż jest. Był czternastolatkiem o ciemnych włosach, zielonych oczach, słodkim uśmiechu i uroczych dołeczkach. Po matce zaś odziedziczył poczucie humoru, pasje i talent.
-Złaź, stary- powiedział i wziął na ręce Mauricio, sadzając go na łóżku- Lżejszy jesteś niż piórko!
Grupka jego " przyjaciół" ryknęła śmiechem. Patrzyli na zmizerniałego Rycka,na jego chude ręce, nogi, wynędzniałą twarz, i oczy, niegdyś wesoło skakały w nich iskierki, a teraz wygasły. Wygasły, pozostawiając po sobie ślad w postaci podkrążonych ślepi.
- A Candelarii nie ma?- wydusił
- Nie!- rzucił ostro Ólaf, wiedząc o co chodzi koledze i dlaczego pyta- Nie ma, nie przyjdzie. Myślisz, że będzie chciała jeszcze na ciebie patrzeć?
Wszyscy zaczęli się śmiać. Mauricio próbował powstrzymać łzy, które cisnęły się do oczu bardziej, z nowym atakiem śmiechu znajomych.
- Ile tu już siedzisz, co?- zapytał, uspokajając się trochę Diego
- Dwa....- zaczął, ale Ólaf nie dał mu skończyć
- Dwa miesiące, co?- zaśmiał się- Candelaria już o tobie nie pamięta, ciołku. 
 -A-a..- zaczął się jąkać Rycek
- A-a, nie przyjdzie tu, rozumiesz?!- zaczął się nabijać Diego.
- Diego, przestań- odezwała się nagle Lara, siostra Diego, młodsze wydanie Violetty- Candelaria i Ruggero mają przyjść do ciebie po południu- szepnęła do Rycka, ale zaraz roześmiane dzieciaki opuściły salę Mauricio.
- Umieraj szybko!- rzucił Ólaf.
      Cała ta wizyta wywołała u niego tyle emocji: najpierw szczęście,- zobaczył znajomych, których nie widział dwa miesiąc, potem złość i ból, bo zachowali się okropnie, ale radził sobie dalej, tylko czuł się okropnie. Czekał kolejne miesiące na Candelarię, która się nie zjawiała, ani ona, ani Ruggero. Trochę trudno uwierzyć temu dziecku, ale jego matka i siostra odwiedziły go bardzo mało razy. Można policzyć na palcach u dwóch rąk, ile razy u niego były w ciągu tych 10 miesięcy.
*
      Był piękny dzień- pierwszy piękny dzień od dziesięciu miesięcy- Mauricio wiedział, że ten dzień będzie niezwykły, po prostu to czuł. A był to 27 marzec- zwykły normalny dzień, dla Mauricia znaczył coś więcej- właśnie dokładnie 14 lat temu się urodził. Urodził się by cierpieć, ale by poznać, co to życie. Po to był, by nauczyć się cierpienia i życia, mimo tak młodego wieku. Aby poznać, jacy są naprawdę ludzie.
*
Francesca niosła w ręce Narcyza. Szła korytarzem, rozpromieniona, jak nigdy. Podśpiewywała coś pod nosem. Czuła się tak szczęśliwa, że nawet przyszła do syna- do syna, który dzisiaj zaczyna czternaście lat.
Weszła do sali tanecznym krokiem i zamarła.
Łóżko idealnie pościelone, żadnych rzeczy, czy ubrań Mauricio. 
Francesca zbladła. Podbiegła szybko do pielęgniarek i zaczęła pytać
- Co z moim synem? Mauricio... Przenieśli go? Gdzie? Proszę mi coś powiedzieć, co z nim!
- Pani syn- Mauricio jest na operacji, a teraz przepraszam, muszę iść!
- Ale jak to na operacji?- Francesca nie do końca wierzyła w słowa pielęgniarki- pytała, ale nie dostała odpowiedzi.
     Po długich dwóch godzinach z sali operacyjnej wyszedł doktor, Fran od razu do niego podbiegła
- I co?- spytała z nadzieją
-On....on...
I kobita wybuchła płaczem- łzy spływały jej po policzkach bez opamiętania, nie potrafiła ich powstrzymać, ani ich, ani tego szlochy wydobywającego się z jej wnętrza. Lekarz odszedł, a koło Francesci stanął wysoki mężczyzna o bujnej czuprynie:
- Gdzie on jest?- zapytał zdenerwowany, obserwując swoją żonę i przytulając do siebie- Gdzie Fran?

- SPÓŹNIŁEM SIĘ!- powiedział Marco we włosy Francesci- SPÓŹNI ŁEM! Ale teraz obiecuję, Fran! Nigdy już cię nie zostawię i nie wyjadę. Teraz będę z tobą...

*
Śmierć jednego niewinnego i młodego człowieka, który miał jeszcze przed sobą całe życie, była drogowskazem. To był biedny chłopiec. Niegdyś taki wesoły, otoczony przyjaciółmi, a nagle z dnia na dzień: rak. RAK nogi. Pogorszenie zdrowia- odwrócenie się przyjaciół, a nawet rodziny. I co w takiej sytuacji? Dalej żyć?! Męczyć się zarówno fizycznie, jak i psychicznie... To pozostaje. Ale ten młodzian poradził sobie z bólem, walczył o to życie 10 miesięcy- był wytrwały, choć nie miał nikogo, kto by go wspierał. Jak on się czuł?  Taka tragedia- całe życie przed nim. Są samobójcy, którzy specjalnie kończą swoje życie, niestety jeszcze nikt nie wymyślił, żeby to życie oddać umierającemu. Mauricio- czternastoletni bohater- miał jeszcze cele, marzenia. Ale jedno pstryknięcie palcami, jedno spojrzenie do tyłu i już... CZAR PRYSNĄŁ- nie ma życia- nie ma marzeń- nie ma wykształcenia- wymarzonej szkoły rodziny. 
Ale tak już jest od lat- od pokoleń

Jeden Umiera- drugi się rodzi

Taka jest procedura życia

***
Mnie to się nie podoba, ale opinię zostawiam wam.
Wróciłam- byłam na feriach i po prostu było zaczadziście!
Mimo, że wakacje spędziłam w maluteńkiej miejscowości, w której jest ok. 60 domów, 
a w okolicy sami chłopaki, ale on super

Następny shot? 
Hmmmm.
Może spróbuje opisać te swoje ferie, jako mali bohaterowie Violetty
A może wy macie jakieś pomysły? 

Czekam na komentarze i wejścia...
Mam jednego obserwatora Nikoletta>3
560 wejść
i 7 głosów na tak w ankiecie

Ale tak, czy tak zapraszam- komentujcie, głosujcie

                                                                                  Mr...CałUski  Julie Walter *;)

niedziela, 19 stycznia 2014

One- shot by Marcesca. "Człowiek rodzi się, płacząc. Kiedy już się wypłacze, umiera."


      
      Przy biurku w swoim pokoju siedział młody chłopiec, pochylony nad jakąś książką. Był ładnym chłopakiem, mającym na oko jakieś 13 lat. Siedzi, czyta, pisze. To jego pasja. Za chwilę wyciąga jakiś czysty papier nutowy i zapisuje na nim akordy i nuty. Niedługo powstaje jakaś piosenka, która napisana jest na całym papierze nutowym.
Odchylił się na krześle. Plecy już go mocno bolały i nogi dawały się we znaki. Przy nikłym świetle lampki widział coraz mniej.
- Mechi, chodź na chwilkę!- odezwał się głosem równie pięknym, jak jego twarz.
Do pokoju chłopaka wpadła urocza dziewczynka, może dziesięcioletnia, o czarnych, długich włosach, odziedziczając  urodę po swej ładnej matce. Była to tylko młodsza wersja Włoszki.
- Co się stało, braciszku?- zapytała, patrząc na niego z uwagą.
- Mama jest?- zapytał z niecierpliwością.
- Nie ma...- odparła- Pomóc ci coś?
- Nie, Mechi, nie.- powiedział po dłuższym milczeniu.- I tak nie dasz rady.
- Dam!- krzyknęła oburzona
- Mercedes....- upomniał ją brat, ale nie dała za wygraną
- Mauricio, mów o co chodzi!
- Pomogłabyś mi dojść do łazienki?
Siostra chwyciła chłopaka pod jedną rękę, by wstał. Oparł się o nią i stanął na podłodze. Rozejrzał się. Miał jeszcze tyle drogi do przejścia. Swój pokój, korytarz i łazienka.... Uśmiechnął się do Mercedes i usiadł zrezygnowany na fotelu.
- Poczekaj!- zakrzyknęła siostra- Przywiozę tu twój wózek.
Nie było jej chwilę. W końcu zjawiła się z wózkiem inwalidzkim, przy okazji, uderzając nim w ścianę.
- Wybacz, Mauricio- powiedziała- A teraz chodź, siadaj. 
Powoli znalazł się na fotelu. Siostra chłopaka lekko podjechała pod łazienkę. Była mała, ale "pojazd" Mauricia spokojnie tam wjeżdżał. Za chwilę zniknął za drzwiami. Mechi usłyszała tylko zgrzyt zamka. 
     Wróciła do swojego pokoju i kontynuowała odrabianie zadań domowych. Próbowała właśnie rozwiązywać zadanie z matematyki, kiedy nagle usłyszała trzask w łazience. Wybiegła na przedpokój i podeszła pod drzwi pomieszczenia, w którym znajdował się brat Mechi. 
- Rycuś? Co się stało?- odpowiedziała jej głucha cisza- Rycek?!
Miała ochotę płakać,  wejść tam, dowiedzieć się, co się stało i pomóc bratu.
- Nic się nie stało- usłyszała cichy głos z pomieszczenia- Przewróciłem się tylko, ale już wstałem. Idź do siebie. Albo zrób  kolacje. 
Mercedes chciała jeszcze coś powiedzieć, o coś zapytać, ale pomyślała, że mama zaraz wróci z pracy i pasuje zrobić dla niej jakąś kolację. Zeszła na dół. Otworzyła lodówkę i wyciągnęła z niej wszystkie potrzebne produkty. Smarowała kanapki margaryną i nakładała sera, szynki, pomidorów. Kiedy układała kromki na talerz, usłyszała jak drzwi się otwierają.
- Mama!- krzyknęła i zaraz pobiegła do przedpokoju i przytuliła się do rodzicielki
- Cześć, skarbeńku-  powiedziała, zdjęła buty i położyła torebkę na szafce w holu- I jak wam dzionek minął? Gdzie Rycek?
- Mamo, mamo! - zaczęła podekscytowana- Wszystko dobrze, Mauricio tak pięknie pisze! Wiersze, opowiadania.
- To wspaniale, córeczko, wspaniale- powiedziała, a na jej twarzy odmalowało się zmęczenie.
- Mamo, kolacja na stole!- powiedziała Mechi- Zjedz i idź spać.
- Merce...
- Nie martw się, poradzimy sobie z Ryckiem....
*
Była już ciemna noc. Dawno po pierwszej, może już druga. Francesca, z pochodzenia Włoszka, matka dwójki dzieci, ciężko pracująca kobieta spała u siebie w sypialni. Nagle dobiegł ją cichy płacz z pokoju syna.
-" Mauricio"- pomyślała-" Znowu cierpi..."
      Zbliżyła się do jego pokoju i przez uchylone drzwi zauważyła jak Mauricio leży na łóżku i ledwo wytrzymuje z bólu. Próbuje płakać jak najciszej. Nie udaje mu się. Zaciska pięści, krzywi się z bólu, podnosi ze złością. A Francesca bezradnie stoi w drzwiach, bo nie umie mu pomóc. Mauricio wie, że nikt nie przywróci mu zdrowych nóg i tego, żeby mógł chodzić, ale wierzy, że kiedyś przestanie go w końcu boleć.
Płakał jeszcze pół nocy. Francesca spała czujnie, ubolewając razem z nim, chcąc cierpieć to, co on w zamian, żeby on miał wytchnienie.
Francesca obudziła się o szóstej. Dzieci jeszcze spały. Do pracy nie szła, bo dziś miała nockę. Pracowała na zmianę: dzień- noc, wolne, dzień- noc, wolne. Postanowiła, więc odwieźć Mechi do szkoły i zawieść Mauricio na warsztaty. Uporządkowała swoje sprawy, ubrała się, posprzątała i zrobiła śniadanie, a potem obudziła dzieci. Zniosła z pomocą córki Mauricia  na dół i zjedli śniadanko. Pozbierali się i pojechali. 
 ~.~
Mauricio, zwany Ryckiem lub Rycusiem, był bardzo lubianym chłopakiem. Ubierał się, jak typowy nastolatek w jego wieku- modnie. Żył w tym świcie internetowym i używał modnych słów. Fran- mama Mauricio, chciała dla niego jak najlepiej. Nie prosił o to, ale ona kupiła mu wózek inwalidzki w jakieś wzory, kolorowy.  Kochał ją z całego serca za wszystko i będzie jej wdzięczny do końca życia..
*
- Cześć, Mauricio!- krzyknęła Candelaria i popatrzyła na chłopaka- Jak się masz?
- Dobrze- skłamał- A ty?
- Też, też- odpowiedziała z uśmiechem- O Ruggero! Cześć!- i zaraz pobiegła do chłopaka, który właśnie wszedł do pomieszczenia.
****
      Francesca wróciła do domu i postanowiła trochę posprzątać. Przyzwyczaiła się już do prawie codziennej pracy fizycznej, dlatego postanowiła teraz, że musi wziąć się za jakąś robotę. Zaczęła sprzątać na górze.  Kiedy pokój Mechi był nieskazitelnie czysty wkroczyła do królestwa Mauricia.. 
Zaczęła sprzątać papiery z jego biurka. Po chwili w jej ręce wpadła jakaś kartka, myślała, że naskrobał tam jakieś zwykłe numery czy adresy, ale nie, to nie było to....
Zaczęła czytać:

 Z dnia na dzień jestem coraz słabszy, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Ale nie chcę nikogo martwić. Ani mojej mamy, ani Mechi. Przecież one tak o mnie dbają i mnie kochają. A ja. Ja, cóż ze mną..? Nie chcę, by ktokolwiek dowiedział się o tym. Będziesz wiedzieć tylko ty. Tylko. Jak się mają dowiedzieć to wtedy, gdy już mnie nie będzie, albo, gdy już będę umierający. Dziękuję za wszystko.
Mauricio...

Otarła rękawem bluzy mokre policzki. Wpatrywała się tępo w pięknie napisane literki. Czemu jej nie powiedział, ale ? Jej synek?!

******

Shot' cik miał być o czym innym, ale wpadłam na ten pomysł, będzie jeszcze druga część!  Czekam na komentarze, za które również Wam dziękuję i za te 400 już wyświetleń...
 Kocham Was

Julie Walter*:)